Oblicza kampanii
- Napisał Bernard Gaida
- Dział: Blogi
Trwa kampania wyborcza, której obraz przewija się w mediach i niezależnie od sympatii politycznych zmusza do refleksji. Jak to zwykle bywa w Polsce, wszystkie obozy polityczne prześcigają się na emocje, a najłatwiej je wzbudzić, tropiąc prawdziwe czy wydumane afery, wypuszczając harcowników czy zamiast prezentować własne programy – ośmieszać tezy przeciwników. Emocje powstają także dzięki pieniądzom, co stało się w ostatnim czasie normą w okresie wyborczym. Normą, która z naturalnych względów może być stosowana skutecznie jedynie przez obóz rządzący. Kolejne transfery społeczne czy ich zapowiedzi, z których część była sensowna, dawno już przekroczyły granicę, poza którą z makroekonomicznego punktu widzenia są szkodliwe i obciążają nasze wspólne konto na przyszłość. Jednak działają na wyborców i dlatego uzależniły wielu polityków, a opozycji nie dają właściwie szansy na tworzenie sensownych programów.
Inną sprawą jest, czy najważniejsze partie opozycyjne daleko przed wyborami nad alternatywnymi i spójnymi programami pracowały. Trudno było to zauważyć. Innym obrazem wyborów są kolorowe banery i plakaty na płotach, balustradach, mostach i wszelkich innych pionowych powierzchniach. Zwykle poza twarzą i hasłem niczego więcej nie zawierają. I są spotkania wyborcze. Miliony ludzi wpatruje się w telewizory i wysłuchuje tyrad i przemówień w świetle jupiterów, w halach i na stadionach, a media wyłuskują pojedyncze zdania według własnego uznania. Media publiczne, które już dawno utraciły swój publiczny i misyjny charakter, są już nie informatorem, ale uczestnikiem kampanii.
W tle tych potyczek ogólnopolskich partii w sposób mniej spektakularny swoje kampanie prowadzą ugrupowania regionalne. Widać to na przykładzie Górnego Śląska, który swych wyborców już przyzwyczaił, że na listach wyborczych pojawiają się kandydaci nienależący do mainstreamu. Do nich należą kandydaci mniejszości niemieckiej w obydwu województwach górnośląskich. W mediach społecznościowych widać, z jakim mozołem, ale i szacunkiem dla wyborców codziennie odwiedzają wioski i miasteczka, spotykając się z mieszkańcami. Szkoda, że w tych zebraniach uczestniczy raczej starsza i bardziej doświadczona część społeczeństwa, która dostrzega tę różnicę jakościową pomiędzy suchym wywieszeniem setek banerów a spotkaniem face to face i rozmową z setkami mieszkańców. Nie tylko największych miast i nie tylko w świetle reflektorów, ale w siedzibie DFK czy świetlicy wiejskiej.
Oby w drodze do urn wyborcy, mijając twarze uśmiechające się do nich z plakatów, zadali sobie pytanie, która z nich pojawiła się kiedykolwiek, przed czy w czasie kampanii, w mojej wiosce. Kogo z nich faktycznie interesowało moje zdanie? Czy nie jest bezpieczniej wybrać tych, dla których jestem częścią ich własnego heimatu, a nie jednym z anonimowych milionów mieszkańców Polski?
Bernard Gaida
Artykuły powiązane
- Rozmowy w Ministerstwie
- Stanowcza reakcja mniejszości niemieckiej przeciwko działaniom MEiN
- Dyskusja online: "Redukcja lekcji niemieckiego mniejszości niemieckiej w Polsce i jej konsekwencje"
- Śmierć za piosenkę
- "Chciałbym wyrazić pragnienie, by zapewnić bardziej aktywne wsparcie waszym niemieckim rodakom" - Bernard Gaida w Bundestagu