Log in

Bernard Gaida: Uchodźcy nie powinni stać się przedmiotem kampanii politycznej

Do czasów PRL, stosunku Niemców w Polsce do ich Heimatu, ale także do sytuacji uchodźców w Europie nawiązał przewodniczący ZNSSK Bernard Gaida w swoim przemówieniu podczas V. Festiwalu Kultury.

Szanowni Państwo!

Po trzech latach ponownie spotykamy się we Wrocławiu na naszym największym święcie. Dziękuję Wam za kolejne lata, w których tysiące spośród nas w swym otoczeniu i dla siebie samych kultywowało swą niemiecką i regionalną tradycję siejąc radość, choć czasem też zbierając burze. Tu chcemy to bogactwo kultury zaprezentować wspólnie. Kultury, która nas Ślązaków, Pomorzan, Warmiaków, Kaszubów czy mieszkańców Mazur łączy z wielką wspólnotą milionów ludzi nie tylko w Saksonii, Berlinie czy Hesji w Niemczech ale także z Niemcami rozproszonymi w wielu krajach od Rosji do Belgii i od Danii do Chorwacji. Całe wieki sprawiły, że wszędzie tam nasza wspólna niemiecka kultura i tradycja stała się miejscową, barwną w swej inności ale jednak wspólną nam wszystkim.

Jednak ta rozwijana i kultywowana w innym większościowym otoczeniu jest słabsza i potrzebuje wsparcia w naszym kraju ale także czułej opieki ze strony silnych kulturowo członków niemieckiej wspólnoty. A więc zarówno Polski jak i Niemiec. Mam nadzieję, że ten festiwal udowodni, że na to uzyskiwane wsparcie zasługuje, ale nie przysłoni zagrożeń, które sprawiają, że sposób  i rozmiar tego wsparcia się poprawią. Tu we Wrocławiu łatwiej mi powołać się na słowa Papieża Franciszka z jego encykliki Laudato si. „Poza naturalnym dziedzictwem, także historyczne, artystyczne i kulturowe dziedzictwo jest tak samo zagrożone. Jest ono częścią wspólnej tożsamości (...) Gdy zastanawiamy się o związku człowieka z przyrodą, to nie można z niej wykluczać kultury i nie chodzi tu tylko o pomniki przeszłości, ale szczególnie o jej żywy, dynamiczny wymiar (...) W tym kontekście koniecznym jest, aby wspólnotom autochtonicznym z ich kulturowymi tradycjami, poświęcić wyjątkową uwagę. Oni nie są zwykłą mniejszością (...) Dla nich ziemia nie jest tylko dobrem gospodarczym, lecz darem od Boga i przodków, którzy w tej ziemi drzemią. Jest to przestrzeń święta, w której muszą mieć możliwość trwania w stosunkach opartych na wzajemności, aby zachować swoją tożsamość i wartości. (..)” . Wrocław może symbolizować wszystkie miejsca, które na skutek straszliwej wywołanej przez nazistowskie Niemcy wojny stały się najpierw terenem skąd wyszły miliony uciekinierów, potem miliony wypędzonych a garstka pozostałych poddana została planowej asymilacji. Tu na miejsce nieszczęśliwych Niemców, przybyli nieszczęśliwi Polacy wypędzeni ze wschodu. Dzisiaj łączy nas tutaj wspólnota utraty Heimatu. Z tych blizn przeszłości  odczytujemy na przyszłość, że niesprawiedliwa jest zasada winy zbiorowej a jednej niesprawiedliwości nie da się nigdy wyleczyć inną. Niech o tym pamiętają wielcy tego świata. Dla pozostałych tutaj Niemców było to także wypędzenie z tego Heimatu, o którym Wilhelm von Humboldt mówił: „prawdziwym heimatem jest właściwie języka” i dodawał: „a odległość od tego co bliskie, co znane, najszybciej dokonuje się przez język“. Jak bardzo doświadczyliśmy prawdziwości tych słów. Ale właśnie te doświadczenia sprawiają, że rozumiemy intencje papieża, gdy mówi, że „ historia, kultura i architektura miejsca musi być tak wkomponowana, że zachowana będzie jej oryginalna tożsamość" oraz czujemy, że i o nas mówi słowami: „Gdy zostaną na swoim terytorium, to właśnie oni najlepiej będą się opiekować tą ziemią“ Nawet wtedy, gdy nie byliśmy jako Niemcy uznani  ale zwłaszcza po roku 1989 zawsze dbaliśmy o nasz Heimat, a jego dewastację powojenną przyjmowaliśmy i przyjmujemy z bólem. Stąd też nasze starania o partycypację społeczną i polityczną wszędzie tam, gdzie nasze domy. Kilkaset tysięcy ludzi utożsamiających się z niemieckim dziedzictwem kulturowym w różny sposób zarówno stara się dbać o pomniki przeszłości tak materialne, jak i niematerialne jak i współtworzyć wielokulturowe, nowoczesne  i demokratyczne społeczeństwo. Nie byłoby bez tego wydawnictw ani z kręgu łubowickich wielbicieli Eichendorffa, ani gliwickich studiów nad Horstem Bienkiem, ani wydanych wspomnień deportowanych na Syberię kobiet z Prus Wschodnich czy Śląska, nie byłoby wspaniałych konferencji mazurskich w Krutinnen, ale i tysięcy innych wydarzeń. Dzisiaj możemy spokojnie się nazwać tymi, którzy upowszechniają kulturę niemiecką w Polsce. Ale jesteśmy też tymi, dla których jest to własna kultura i język, który jak wiemy łatwiej było wyniszczyć niż odbudować. Należymy ciągle do tych mniejszości europejskich, które zmuszone są odbudowywać, a nie tylko pielęgnować. Walec socjalistyczny z narodowymi tendencjami obszedł się z nami wyjątkowo brutalnie. Stąd potrzebne jest nam wsparcie zarówno polskiego jak i niemieckiego rządu, ale też my sami musimy mieć wolę obecności języka niemieckiego w szkołach i w domu, korzystania z istniejących możliwości, tworzenia nowych. Tylko język, bazująca na nim kultura i tradycja domu rodzinnego pozwoli nam w długiej perspektywie dobrze się integrować i nigdy nie ulec asymilacji. Dla naszych ojców ten język miał taką wartość, że w latach powojennych organizowali tajne nauczanie mimo, że za używanie tego języka byli karani aż do zsyłki do obozów włącznie. Jesteśmy wrośnięci w nasze regiony. Ale niektórzy z nas ulegają ułudzie szukania wyłącznie regionalnej drogi. Jest ona bardzo atrakcyjna i mniej wymagająca kulturowo i językowo. Pozornie przybliża nam świat, z którym się utożsamiamy. Ale tak naprawdę przenosi nas z szerokich horyzontów naszych często dwujęzycznych przodków, wzbogaconych jeszcze dialektami, czujących się swobodnie zarówno nad Renem jak i nad Odrą, nad Łyną lub nad Morzem Bałtyckim, do ciasnej rzeczywistości kulturowej.  (Ta romantyczna tendencja wkrótce może stać się słabością Europy.) Brakuje nam jednak kulturowej decentralizacji w nauce historii, w doborze literatury, w zainteresowaniu regionem. Swoimi działaniami musimy nadal ten brak w polityce kulturalnej państwa nadrabiać. Nie powinno być tak, że dziecko w swojej szkole na Śląsku czy Pomorzu o swoim regionie słyszy tylko wtedy, gdy w jakimś momencie historii ten region związany był z historią Polski. Ponieważ przez wieki nie był, więc prawie o nim nie usłyszy. Wielu z nas wyjechało i wyjeżdża nie tylko z powodów ekonomicznych, ale także dlatego, że obawiają się utraty tożsamości swojej i swoich dzieci. Dlatego otwartość na wielokulturowość, różną wrażliwość historyczną i akceptacja inności jest obok ekonomii również elementem walki z kryzysem demograficznym na Śląsku, Warmii czy Mazurach.

„Solidarności” w Polsce i upadkowi muru Berlińskiego zawdzięczamy to, że możemy istnieć. Dlatego konsekwentnie wspieramy wszystko co nas w Europie łączy. Wrocław, stolica Śląska, będący w przyszłym roku Europejską Stolicą Kultury niech posłuży za tej jedności symbol. Dowodem zjednoczonej różnorodności jest kongres Federalnego Związku Europejskich Grup Narodowościowych, którego gospodarzem w 2016 roku będzie Wrocław i mniejszość niemiecka w Polsce. To będzie rok, w którym minie 25 lat od podpisania Traktatu Polsko-Niemieckiego, ale także Związek łączący niemieckie organizacje w Polsce będzie świętować swoje srebrne wesele. Staliśmy się widoczni, ale zawsze tu byliśmy. Staramy się być potrzebni ale i akceptowani. Potrzebni, bo faktycznie budujemy polsko-niemieckie mosty pojednania, chociaż nie za cenę zapomnienia o swojej historii, kulturze i języku. Więc dla niektórych trudne do zaakceptowania. Jednak akceptacja wielości i zasada jedności w wielości to podstawa Unii Europejskiej. Obecny czas stał się nieoczekiwanie czasem próby dla Europy. Po 70 latach Europa znowu jest pełna uciekinierów i wypędzonych. Jesteśmy wystawieni na próbę miłości, sprawiedliwości, serca i rozumu. Jeśli trudno większości zdobyć się czasem na akceptację szyldów dwujęzycznych na Śląsku czy w muzeum zadbać  o obiektywną historię Niemców na obecnie polskiej ziemi, więc wiemy jak trudno jest zaakceptować uciekinierów z innego kręgu kulturowego i religijnego.  Związani zarówno z Polską jak i Niemcami widzimy tę różnicę podejścia do pomocy, ciężką próbę solidarności. Żyjąc ze swą innością pośród Polaków czujemy jak potrafi boleć brak tolerancji i pogląd, że skoro Niemcy dokonali ogromnych zniszczeń w historii to współcześnie mniejszość niemiecka nie powinna mieć zbyt wielu praw. Boli, gdy czytamy w Internecie, że skoro czujemy się Niemcami to powinniśmy stąd wyjechać. Nadzieją są ci Polacy, którzy tak nie myślą. Stąd wiemy, jak boli obecnych uciekinierów opinia, że wszyscy oni są terrorystami. Ale wiemy też jaka odpowiedzialność spoczywa na politykach. Mądrze i po chrześcijańsku jest wtedy, jeśli pomożemy wszystkim, którzy dla ochrony życia tej pomocy potrzebują, ale nie przyjmiemy nikogo, kto cynicznie nieszczęście innych wykorzystuje. Nasze wartości nie pozwalają nam pytać „czy pomagać”, ale wymagają byśmy pytali „jak pomagać”. Żyjąc zarówno w niemieckiej jak i polskiej rzeczywistości chcemy, by w Europie była to odpowiedź wspólna. Inaczej wspólnej Europy nie będzie. Ale nie będzie jej też wtedy, gdy upadną jej podstawowe wartości. Zapewniam, że na wspólnocie europejskiej nikomu bardziej nie zależy niż społecznościom mniejszościowym. Prosimy by z nieszczęścia milionów Syryjczyków nie czynić narzędzia kampanii wyborczej. To niszczy społeczeństwo i cofa osiągnięty już poziom tolerancji i solidarności a w siłę rośnie mowa nienawiści. To obróci się przeciwko nam.

Zaśpiewaliśmy dziś trzy hymny na znak, że pomimo innych wartości narodowych szanujemy się nawzajem i wzywamy ludzi i partie do zwalczania każdego objawu nienawiści powtarzając za premierem Saksonii Stanislawem Tillichem: „Nienawiść niszczy pokój. Nienawiść niszczy wolność. Nienawiść niszczy demokrację i wspólnotę. Nienawiść czyni samotnym i biednym.

Niech ten festiwal będzie znakiem szacunku i radości przeżywanej wspólnie i braku zgody na nienawiść, nietolerancję i brak akceptacji.

Bernard Gaida

Przewodniczący

Ostatnio zmieniany środa, 08 luty 2017 23:44