Kim się Pan czuje – Niemcem, Ślązakiem, Polakiem, niemieckim Ślązakiem?
Nie lubię określenia przymiotnikowego. W stu procentach czuję się Niemcem i oczywiście w stu procentach jestem Ślązakiem. Są to dla mnie uzupełniające się pojęcia, a nie wykluczające. (...)
Co dla Pana znaczy bycie Niemcem?
Bycie Niemcem w Polsce różni się od bycia Niemcem w RFN. Nad Renem pomimo wszechobecnej wielokulturowości żyje się w otoczeniu niemieckości. Jest ona jak powietrze, o niej się nie myśli dopóty, dopóki jej nie brakuje. Niemcy w Polsce znajdują się w innej sytuacji. Żeby wokół nas była niemieckość, musimy ją sobie organizować, poprzez np. przełączenie telewizora na niemiecki program. Musimy też uczynić wysiłek, żeby kupić niemiecką książkę czy włożyć CD z niemiecką muzyką, które zwykle kupuję, będąc w Niemczech. Dla mnie zatem bycie Niemcem w Polsce oznacza pewien wysiłek, dlatego lubię cytować polskiego filozofa mesjanistycznego Karola Libelta, który kiedyś napisał: „Raz wybrawszy, codziennie wybierać muszę”. Może nawet jeszcze lepiej ujął to Goethe w „Fauście”: „Was du ererbt von deinen Vätern hast, erwirb es, um es zu besitzen”. Oznacza to, że nie jest tak, że otrzymana w młodości od rodziców spuścizna zostaje w nas na zawsze. Jeśli chcemy ją zachować, musimy dokonywać wysiłków, starać się, aby miała się ona czym karmić. Dlatego dbam o to, co czytam, oglądam, słucham.
Powiedział Pan kiedyś, że trzeba się też starać, aby w miarę możliwości posługiwać się językiem niemieckim. Dlaczego w miarę możliwości?
Ponieważ możliwości pod tym względem różnych generacji znacznie się od siebie różniły. Żeby jednak zdobyć umiejętność porozumiewania się w języku niemieckim, też trzeba wspomnianego wcześniej wysiłku – i tak czyniłem. Robiłem to dla siebie, a po założeniu rodziny starałem się tak czynić w rodzinie. A przecież jestem z pokolenia, które w szkole nie mogło mieć ani jednej lekcji języka niemieckiego. Owszem, nie mogę powiedzieć, że posługiwałem się wyłącznie językiem niemieckim, ale w mojej rodzinie, także dzięki dziadkom, było go dużo, poprzez m.in. bajki czytane dzieciom w języku niemieckim, książki, płyty, oglądanie niemieckiej telewizji, proste rozmowy z dziećmi, słuchanie radia w języku niemieckim. Fakt ten sprawił, że trzej moi synowie mówią dzisiaj perfekcyjnie po niemiecku, a przy tym ideę dwujęzycznego wychowania przenieśli na swoje rodziny. Daje to nadzieję, że kolejne pokolenie będzie dwujęzyczne z silnym poczuciem przynależności do kultury niemieckiej.
Jednak bycie Niemcem w Polsce nie jest łatwe. Warto przyznawać się do niemieckości?
Nie jestem koniunkturalistą. Koniunkturalista, jeśli dostrzeże na ulicy, w sklepie, że na osobę, która odezwała się po niemiecku skierowane są wrogie spojrzenia, to swoje pochodzenie ukrywa. Koniunkturalista ukryje też swoją niemieckość wtedy, kiedy na forum internetowym, Facebooku ujrzy np. obraźliwe komentarze, ataki na Niemców, bo się przestraszy. Ja się nie przestraszę! Mam swoje prawa. Dzisiaj, w przeciwieństwie do okresu PRL-u, jest nam w tym temacie łatwiej, bo dzięki demokracji oraz byciu w Unii Europejskiej czujemy wsparcie prawa i obyczajów europejskich. A Unia opiera się na zasadzie współpracującej różnorodności. Dlatego prawo to zapewnia nam swobodę deklarowania się – ale nie zmusza nas do tej deklaracji. Deklarację musimy podjąć sami. Jeśli ze swoją niemieckością staję w prawdzie wobec siebie, to ja z tą samą prawdą powinienem stanąć wobec innych.
Okazja nadarza się wyborna – spis powszechny.
Właśnie! I jest to sprawdzianem swojej prawdy przez każdego z nas osobiście. Dlatego na naszej ulotce piszemy: Liczysz się! W ten sposób zwracamy uwagę na to, że liczysz się konkretnie – Ty, a nie jakaś masa, i to od Ciebie teraz zależy, jak się określisz. (...)
Z Bernardem Gaidą, przewodniczącym Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno-Kulturalnych w Polsce oraz szefem AGDM w Europie, rozmawiał Krzysztof Świerc.
Pełna treść rozmowy: Wochenblatt.pl