Dziadkowie z Wehrmachtu znów mogą stać się tematem
- Napisane przez Łukasz Biły
- Dział: Regiony
W dniu 10.03.2015 w Muzeum Śląska Opolskiego otwarto historyczną wystawę „Dziadek z Wehrmachtu”, opowiadającą historię Górnoślązaków w niemieckiej armii. Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej podjął się tematu trudnego, budzącego niezwykłe emocje, wymagało to dużej ilości pracy i przede wszystkim odwagi.
Wystawa już od momentu kiedy została zapowiedziana, budziła niesamowite emocje w kontekście ogólnopolskim, ale przede wszystkim w kontekście Górnego Śląska. Jako, iż większa część Górnego Śląska była do roku 1945 częścią wschodnich terenów państwa niemieckiego, to też nieoficjalnie mówi się, że niemal w każdym śląskim domu armia niemiecka powoływała żołnierzy do walki na frontach II Wojny Światowej. Tak jak wielka była skala powołań, tak wielkie było przemilczenie tematu w komunistycznej Polsce. Jako, że w PRL powszechny był obraz „Niemca-Wroga”, wielu byłych żołnierzy oraz członkowie ich rodzin bało się narażenia na drwiny, stygmatyzowanie czy nawet kłopoty z prawem, ukrywali swoją przeszłość, a pamiątki z czasów służby, były niejednokrotnie niszczone, tylko część zdołała się uchować, skrupulatnie ukrywana.
Nawet dziś 70 lat po Drugie Wojnie Światowej temat przodków w Wehrmachcie, który przez wielu kolektywnie uważany jest za wojsko zbrodnicze, budzi kontrowersje: Ja też miałem dziadka w Wehrmachcie – mówi jeden ze znanych opolskich dziennikarzy i dodaje – kiedyś przyznałem się do tego znanemu politykowi, który dziś jest wysoko postawiony w opolskim ratuszu, popatrzył na mnie tylko jak na bardzo biednego człowieka.
Właśnie aby przełamać milczenie i stereotypy wokół tego tematu, Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej wraz z stowarzyszeniem Genius Loci przygotowały wystawę „Dziadek z Wehrmachtu”. Pomysł wystawy zrodził się jeszcze za kadencji poprzedniego dyrektora DWPN, lecz dopiero obecnemu dyrektorowi Rafałowi Bartkowi udało się zorganizować zespół oraz środki finansowe do faktycznego przygotowania wystawy. Nazwa wystawy niewątpliwie jest odniesieniem do byłego premiera Polski, a dziś przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, który będąc pochodzenia kaszubskiego, również miał dziadka w Wehrmachcie. Na wystawę składa się ekspozycja multimedialna, za pomocą której można odsłuchać i obejrzeć zarejestrowane nagrania audio i wideo ze wspomnieniami byłych żołnierzy Wehrmachtu oraz ich bliskich. W Muzeum Śląska Opolskiego można obejrzeć także 41 plansz ukazujących m.in. zdjęcia oraz opisy, jak i oryginalne artefakty żołnierzy takie jak elementy uzbrojenia czy munduru.
Wystawa nie jest tylko czystą ekspozycją na zasadzie encyklopedii, a raczej pamiętnikiem ukazującym czasy dzieciństwa i młodości, powrotu z wojny, jak i życie w nowej, często obcej, polskiej rzeczywistości: Ani my, ani nasza wystawa nie oceniamy tych żołnierzy – podkreślał podczas otwarcia dyrektor Domu Współpracy Polsko-Niemieckiej Rafał Bartek i dodał – ta wystawa ma po prostu opowiadać ich losy, aby przerwać milczenie wokół tego tematu. Artefakty oraz relacje udało się zdobyć od 34 jeszcze żyjących żołnierzy Wehrmachtu, którzy w większości powołani zostali jako nastolatkowie. Jako, że wywiady były przeprowadzane między rokiem 2012 a 2013, część z bohaterów zmarła przed otwarciem wystawy. Dwóch z jeszcze żyjących żołnierzy,zaproszono na uroczyste otwarcie wystawy do Muzeum Śląska Opolskiego.
Oboje świadków czasu pochodziło z rejonu katowickiego dzisiejszego województwa śląskiego. Szybko stało się jasnym, że w zależności czy żołnierze pochodzili z polskiej czy niemieckiej części Górnego Śląska, tak wpływało to na ich tożsamość. Jerzy Dudek, który został powołany do Wehrmachtu 26 sierpnia 1943 roku jako Panzergrenadier (Żołnierz zmechanizowanej piechoty), po krótkim czasie trafił do Berlina, gdzie musiał pomagać przy usuwaniu szkód po alianckich nalotach bombowych: To był najgorszy czas w moim życiu, bombardowania były straszne – wspominał. W końcu Pan Dudek został przeniesiony do Włoch, gdzie nadarzyła się możliwość wstąpienia do polskiego wojska generała Andersa: Kto czuł się Polakiem, miał się zgłosić, więc poszedłem – przyznaje. Po wojnie Jerzy Dudek pracował jako górnik. Skala powołań w miejscu jego zamieszkania, była tak duża, że służba w Wehrmachcie stała się nawet tematem pogadanek osiedlowych między kolegami. Dudek nie bał się nieprzyjemności z tytułu posiadania pamiątek czy otwartego wspominania czasów służby, co ciekawe władze komunistyczne bardziej podejrzliwe były w stosunku do jego służby w demokratycznym wojsku polskim: Bardziej ich interesowało, to co robiłem u Andresa –mówi Jerzy Dudek i dodaje – wojna obeszła się ze mną delikatnie, miałem dużo szczęścia, że nie zostałem kaleką i że przeżyłem.
Zupełnie inaczej było w przypadku historii, którą pamięta Róża Zgorzelska. Jako, iż pochodzi z opolskiej części Górnego Śląska, która nawet po Pierwszej Wojnie Światowej pozostała niemiecka i znajdowała się dalej od polskiej granicy, niż dzisiejszy region województwa śląskiego, wielu mężczyzn było powoływanych naturalnie jako, iż byli po prostu Niemcami, a późniejsza służba w wojsku polskim zdarzała się rzadziej. Pierwszy mąż mamy dzisiejszej działaczki mniejszości niemieckiej był właśnie żołnierzem Wehrmachtu, który zginął na froncie: Przez te wszystkie lata w PRL rozmawiano na ten temat tylko w gronie rodzinnym, człowiek w komunizmie po prostu nie miał odwagi, by mówić o tym otwarcie, dlatego cieszy mnie, że teraz można opowiadać historię swojej rodziny podczas wojny i nawet zorganizować taką wystawę - mówi Zgorzelska.
Mimo, iż szczególnie wobec niemieckiej poprawności politycznej wystawa może być kontrowersyjna, pomysł pochwala nawet przedstawiciel niemieckiego państwa: Myślę, że ta wystawa to świetna inicjatywa. Służba w Niemców Wehrmachcie jest częścią historii, której jesteśmy i będziemy świadomi i ta historia ma także dla regionu Śląska duże znaczenie – podkreśla Konsul RFN w Opolu Sabine Haake.
Również znane osobistości przyciągnęła wystawa o dziadkach z Wehrmachtu. Pisarz Alojzy Lysko, który jest autorem sagi o wojennych losach mieszkańców Górnego Śląska, określił osiągnięcie DWPN mianem historycznego. Jako syn byłego żołnierza Wehrmachtu przyznał, że gdy opowiadał o tacie, doznał wielu krzywd i obelg od otoczenia, mimo tego nigdy nie przestał bronić honoru ojca: To był dobry człowiek, tak wszyscy o nim mówili. Jestem oburzony, że niektórzy nazywają żołnierzy Wehrmachtu zbrodniarzami. Proszę żołnierzy nie oskarżać, proszę oskarżać tych, którzy tę wojnę uknuli. Żołnierz dostaje rozkaz: Albo strzela albo sam zostaje zastrzelony, każdy w tej sytuacji chciał wrócić do domu, do rodziny, nie można oskarżać żołnierza, który znalazł się w takiej ekstremalnej sytuacji i musiał strzelać – mówił emocjonalnie Lysko.
Wystawa „Dziadek z Wehrmachtu” jest pod wieloma względami historyczna. Ukazuje wielorakie oblicze losów mieszkańców terenów dzisiejszej Polski w niemieckiej armii. Jedni zostali powołani po prostu jako Niemcy, obywatele Rzeszy, którzy walczyli za swoją rację stanu, inni czuli się być może bardziej Polakami i powoływani byli pod groźbą śmierci. Faktem jest – z ochotą na wojnę z pewnością szło tylko niewielu, lecz wszyscy oni znaleźli się przez to w sytuacji ekstremalnej, która jest zupełnie inna od naszej, spokojnej rzeczywistości, to też nie można oceniać ich wyborów, w kontekście dzisiejszych wyborów moralnych. I w tą konwencję wpisuje się wystawa DWPN, nie ocenia czynów tych ludzi podczas wojny, pokazuje ich tak, jak zapamiętała ich historia – prawdziwie. Pod tym względem osiągnięcia DWPN powinny być wzorem dla nie jednej państwowej ekspozycji, w których często przekazanie wartości patriotycznych, zgodnych z obecną racją stanu przesłania faktyczny przekaz historyczny.
Wystawę oglądać można jeszcze do maja.