Log in
Bernard Gaida

Bernard Gaida

Email: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. URL strony:

Kolumna 02.08.2013 – Zakotwiczone w niemieckości

Ślązacy mają wiele cech charakterystycznych, mówią wieloma dialektami, mieszkają w kilku państwach jednak mają także wiele wspólnego. Poza wieloma w niemieckim systemie wartości zakorzenionymi zwyczajami i cnotami mają też wyjątkowe, utrwalone znaki. Ciężko wyobrazić sobie Ślązaka, który nie byłby religijny i wolny od regionalnych upodobań. Od stuleci Ślązacy udowadniają, że wyjątkowo ważny jest dla nich kult Świętej Anny. Ten kult dzielimy z wieloma innymi niemieckimi Państwami od dolnej Austrii aż po Saksonię gdzie tak jak i na górnym Śląsku Góra Świętej Anny gromadziła pielgrzymów. Pierwsza niedziela po 26.07 była zawsze poświęcona Świętej Annie. My Ślązacy gromadziliśmy się w wielu miejscach. Wypędzeni oraz przesiedleńcy ze Śląska spotkali się w Neviges (Westfalia) z opatem Henklem von Donnersmarck czy w bawarskim Altötting. W heimacie punktem centralnym kultu jest od stuleci pielgrzymka na Górę Świętej Anny. Nie można jednak zapomnieć także o tradycyjnej pielgrzymce w Oleśnie gdzie do przepięknej Schrottholzkirche przybywają Ślązacy z powiaty Oleskiego, Kluczborka czy Lublińca. Co jednak w Oleśnie po upadku komunizmu jest wyjątkowym to suma w języku niemieckim na wolnym powietrzu. Właśnie ona w tym roku zgromadziła tylu pielgrzymów. Przeżyłem niesamowitą radość, gdy widziałem tłumy ludzi z wieloma młodymi rodzinami, młodzieżą, ale także starszymi wiernymi. Dzień wcześniej czytałem w mediach głośne sprawozdania o liczbie tzw. narodowych Ślązaków i stwierdziłem, że wielu znawców Śląskiej rzeczywistości komunikuje, że Spis Powszechny nie może definiować górnośląskiej społeczności. Zgromadzeni w Oleśnie Ślązacy, z których wielu najprawdopodobniej swoją tożsamość określiło, jako śląską pielgrzymując na niemieckie msze znów pokazali jak głęboko śląskość zakorzeniona jest w niemieckości.

  • Dział: Blogi

Kolumna 26.07.2013 - Pocztówka z urlopu w kraju macierzystym

Przeszłość przyczyniła się do tego, że Ślązacy o wiele lepiej znają Niemcy zachodnie niż byłą NRD. Dlatego zamiast Bawarii czy wybrzeża północnego wybrałem, jako cel tegorocznego urlopu tzw. nowe kraje związkowe i jestem nimi zachwycony. Zachwyt rozpoczął się już w Görlitz. Piękno miasta, które zdążyło już zagoić swoje socjalistyczne rany jest zadziwiająca. Oczywiście dla Ślązaka podczas pobytu tam nie może zabraknąć Śląskiego Muzeum w dzielnicy Schönhof. Historia Śląska nie może zostać pokazana obiektywniej niż tam. Przykładnie przygotowane są opisy wystaw, które wykonane są konsekwentnie w języku niemieckim i polskim (bez angielskiego!). Z perspektywy Görlitz brak niemieckich opisów w wielu muzeach od Katowic przez Opole aż po Wrocław jest wyjątkowo bolesny. Ostatecznie Śląsk oznacza wspólne polsko-niemieckie dziedzictwo i 90% odwiedzających to Polacy lub Niemcy. Piękny kompleks zakonny w Marienthal, który z powodu położenia przy brzegu Nysy był dotknięty każdą powodzią ukoronował odwiedziny w regionie górnej Nysy Łużyckiej. Kolejna podróż odkrywcza zaprowadziła mnie do Senftenbergu – miasta z historyczną warownią, ale też z wieloma jeziorami, które są przykładem postindustrialnej rewitalizacji natury, która przez wydobycie węgla kamiennego została zniszczona. Od węgla do turystyki! Przepiękny region Spreewald ze swoimi spokojnymi lasami, spływ kajakiem w samym środku moczar, które dzięki setkom kanałów umożliwiały ludziom życie w tym miejscu od stuleci był wyjątkowym przeżyciem. Berlin ze swoją wyspą muzealną i kulturalną ofertą jest dobrze znany jednak, kto wie, że w Halle stoi ławka Eichendorffa, która przypomina o latach jego studiów oraz, że jest to miejsce urodzenia Georga Friedricha Haendel? Jest jeszcze wiele do odkrycia – tak blisko Śląska.

  • Dział: Blogi

Kolumna 19.07.2013 - Zgubić się na manowcach

Niedawno poproszono mnie w tej kolumnie o opinię na temat niemieckiej produkcji „Nasze matki, nasi ojcowie”, która w Polsce naraziła się na dość pochopne oskarżenia o fałszowanie historii.  Nim zdołałem się do tego zabrać wybuchła w Polsce i na Ukrainie dyskusja, która swym sednem dotyka podobnego problemu. I tutaj strony oskarżają się nawzajem o fałszowanie historii. Dla jednych nazwanie tragicznych mordów na ludności polskiej „czystką etniczną o znamionach ludobójstwa” jest zbyt ostre a dla innych zbyt łagodne. Słychać głosy, że nie można tych wydarzeń odrywać od sytuacji Ukraińców w przedwojennej Polsce oraz od mordów na ludności ukraińskich wsi. Niemal wszyscy są zgodni, co do znaczenia zasady, że „prawda was wyzwoli” i deklarują, że są gotowi na cała prawdę, która stanie się fundamentem trwałego pojednania. Jednak niemal wszystkim trudno nawet w prawdę głoszoną przez drugą stronę się wsłuchać. Każdy człowiek inaczej przeżywa, pamięta i przekazuje swoją historię niż opowiada o niej historia zbiorowości, jaką usiłuje się ustalić podręcznikami czy uchwałami sejmowymi.  O ile można się spierać o podręcznikowe zapisy o tyle nie można negocjować i ustalić pamięci historycznych poszczególnych ludzi. Tę prawdę można jedynie z pokorą przyjąć a jej balast przezwyciężyć przebaczeniem. Jednak wielkiego formatu potrzeba ludziom by uznając zbrodnie i ich następstwa wznieść się na taki poziom. Jeśli nie padną z którejś strony słowa: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” pojednanie nie może się dokonać.  Ale nawet, jeśli te słowa padną to i tak dopiero otwierają żmudną drogę. Sobotnia rozmowa z pewnym wikarym udowodniła, że nawet kapłanowi łatwo jest w ocenie historii odejść od chrześcijaństwa i zgubić się na manowcach winy zbiorowej i starotestamentalnego prawa „oko za oko, ząb za ząb”. 

  • Dział: Blogi

Kolumna 12.07.2013 - 313 n. e.

W Niemczech pod patronatem prezydenta Niemiec upamiętnia się wystawą w Paderborn 1700 rocznicę Edyktu Mediolańskiego. Wystawa nosi nazwę „Credo”. Bardzo prosta nazwa mimo tego, że upamiętnia ona wydarzenie, które jest być może fundamentem Europy. Lepiej znane, jako „edykt tolerancji” dało od 313 roku chrześcijanom, którzy dotąd byli prześladowaną mniejszością pełną wolność religijną. Właśnie to było podstawą do rozprzestrzenienia się chrześcijaństwa w Europie. Ważnym jest jednak, aby przypomnieć, że na początku chrześcijańskiej historii kontynentu nie stał przywilej, lecz wolność wiary. Tak rozpoczęła się prawdziwa rewolucja, kiedy to kult cesarza rzymskiego został wyparty przez kult króla niebios. Istota tego porozumienia mogłaby znajdować się we współczesnej deklaracji praw człowieka, tak nowoczesna była. Była jednak także początkiem utraty niezależności kościoła, ponieważ związek z Bogiem znalazł się pod wpływem politycznych kalkulacji. Wiara chrześcijańska pokazała, że jest spoiwem łączącym Święte Cesarstwo Rzymskie, lecz także, że może doprowadzić do rozpadu systemów jak pokazał upadek komunizmu w Europie. Dla chrześcijan w Europie od setek lat otwarty jest niebezpieczny dylemat sprzężenia zwrotnego kościoła: „Sakralizacja społeczeństwa prowadzi do sekularyzacji kościoła”. Jednak jak mówił Umberto Eco: „trzech czwartych zachodniej sztuki nie da się zrozumieć, jeśli nie wie się, co jest napisane w starym bądź nowym testamencie”. Także idei Europy nie da się zrozumieć bez wiary chrześcijańskiej. Ostatecznie Robert Schumann budowniczy Europy, jako jej podstawę przyjął ugruntowaną w chrześcijaństwie myśl pojednania. Czy Europejczycy pozostaną wierni temu dziedzictwu?

  • Dział: Blogi
Subskrybuj to źródło RSS